Znów przyjdzie maj

Zima to prawie zawsze letarg.
Naprawdę napisałam prawie?
Zima zawsze jet burawą dziurą w moim życiu, na którą jedyną rozsądną opcją jest...przetrwanie z kołdrą i herbatą za pan brat.
Wrzesień poza Busiowymi urodzinami jest leciutko depresyjny.Dni stają się krótsze, a słońce nie grzeje już tak mocno.Wrzesień jest jak niedziela wieczór.Niby jeszcze niedziela, ale wiesz że jutro już poniedziałek.
Piździernik jak sama nazwa wskazuje zazwyczaj jest chłodny choć jeszcze czasem bywa kolorowo i jesiennie.
Listopadową (miesiąc zniczy i istnej kapy pogodowej) aurę można podsumować dwojako...piździ bardzo lub tylko trochę.Wstajesz rano ciemno wychodzisz z pracy ciemno.
Grudzień mija dość przyjemnie mikołajowo świątecznie, byłby nawet przyjemniejszy gdyby nie było się fryzjerem i w grudniu nie miało się roboty po kokardy.No i gdyby był śnieg, ale nie trzeba było odśnieżać auta 😂
Tu się trochę zatrzymam. Święta w tym roku spędziliśmy jakoś inaczej i spokojnie.Wigilię z rodzicami Adriana, pierwszy dzień na tradycyjnym spacerze po Imielinie, drugi dzień bez Busi biegająco, filmowo i bigmacowo( serio).

"Częścią przebudzenia jest to, abyś przeżył swoje życie tak jak chcesz i zrozumiał, że to nie jest egoistyczne". A de Mello

Święta są ciutkę przereklamowane.Oczywiście jest to fajny czas na pauzę w  biegu i gonitwie.
Natomiast ludzie rzadko kiedy stają się lepsi z racji świąt, przed świętami fukają na siebie w kolejkach i sklepach, są podirytowani ciągłymi zakupami i sprzątaniem. Nie lubię "nieustającej biesiady" i jedzenia na opór, świąt spędzonych na jeżdżeniu od domu do domu przecież nie o to w tym chodzi. Nie widzę nic złego w tym by posiedzieć przy jednym stole z bliskimi, tylko... tak to wygląda że ludzie są ze sobą pozornie blisko a często tak niewiele o sobie wiedzą. Niestety.


Marzy mi się tak po cichu że kiedyś zrobimy Wigilię u siebie, ale bez tego całego szału przygotowań. Wigilię zorientowaną na ludzi.

Styczeń powitałam chorobą, standardowo co roku musi rozłożyć mnie na łopatki i tak było i teraz.
Sylwestra spędziłam z bólem gardła jakby mieszkał w nim borsuk i gorączką. Przez parę dni codziennie jak bobas spałam w ciągu dnia, a ponieważ wyznaję zasadę - dostarczaj organizmowi czego żąda - nie oponowałam i spałam. Sądzę że to odpowiedź  na bieg w święta ( o ironio biegło się cudnie) grudniowe przepracowanie i ZIMĘ.
Byle do wiosny powtarzam zatem jak mantrę bo wiem że wtedy odżyję, zmartwychwstanę, będziemy jeździć biegać, pływać i zdobywać świat. Już zaraz, za chwilę.

Komentarze

Popularne posty