Wszystko ma swoją przyczynę

Niedawno okazało się, że pomimo, iż nie posądzałabym siebie o to  w głębi serca wciąż bywam dzieckiem.
Dzieckiem tęskniącym za czułością, bliskością.Za bezinteresowną troską.
Ponieważ w wielu przypadkach wydaje mi się że po prostu jestem emocjonalnie niedorozwinięta i nie potrafię nazwać tego co targa mną w danej sytuacji a zrozumienie przychodzi dużo później, tak było i tym razem.
Jakiś czas temu zadzwonił Tata z wiadomością, że moja Matka jest w szpitalu.Manipulując i biorąc mnie pod włos nakazał mi do niej jechać.Coś się we mnie zagotowało i wzburzyło.
Bo tak.
Czy argument "bo to matka" powinien skutecznie zamknąć mi usta w każdej sytuacji?Czy to, że łączą mnie z kimś więzy krwi do czegokolwiek mnie upoważnia, cokolwiek mi narzuca?
Moja Matka, która zniknęła z mojego życia jak kamfora gdy zaszłam w ciążę (tak, kobieta w ciąży może potrzebować wsparcia swojej Mamy).Ta sama Matka której przez sekundę nie było gdy Ninka była malutka.Ta sama Matka która nie chciała i nie potrzebowała być przy mnie gdy rozpadło się moje małżeństwo, zostałam z dnia na dzień sama z rocznym dzieckiem bliska depresji.Ta sama, która miała wtedy sprzyjającą okoliczność by powrócić w naprawdę dobrym stylu i po prostu udzielić pomocy swojej córce nie zrobiła tego ponownie.
Ta sama Matka jest teraz w szpitalu i potrzebuje mojej pomocy.
I ja coś muszę i powinnam.Bo?
Bo obowiązkiem Dziecka jest podać szklankę wody choremu Rodzicowi?
A ja myślę sobie, że Rodzic ma wobec Dziecka potrzebę serca.Potrzebę by dawać bezinteresownie, ładować emocjonalną  baterię czułością i wsparciem.Przygotować do funkcjonowania w świecie, powtarzać dasz radę!Być.
Potrzeba serca budzi potrzebę serca u Dziecka.Zadzwonię bo chcę porozmawiać, tęsknię, chcę...U mnie tej potrzeby serca brakło.Pojawił się za to wyrzut sumienia.
Pojawiła się też ciekawość siebie i swoich reakcji.Otóż czy po tak długim czasie udowadniania mi, że nie znaczę nic będę potrafiła współczuć?Czy potrafiłabym zdobyć się na dotyk, gdybym musiała umyć jej włosy?
Dziś wiem, że potrafię jej współczuć,Nie wiem jedynie czy bardziej, że miała wypadek, czy może tego, że doprowadziła do tak skrajnej samotności.Jadąc tam pomyślałam, że człowiek po wypadku , będący sam musi dojść do jakiejś refleksji przecież.
Nieprawda.Tyle lat minęło a ja wciąż jestem naiwna jak dziecko. I wciąż jak dziecko daje się krzywdzić.Czy coś dało mi stawianie się przed egzaminem z człowieczeństwa? Oczywiście.
Prócz tego, że wiem, że byłabym w stanie umyć jej włosy, zdobyć się na dotyk, ze byłam w stanie tam pojechać kierując się kretyńsko pojmowanym heroizmem wiem jedno - wylałam kolejne wiadro łez.
Ta wizyta pokazała mi, ona pokazała mi jak bardzo nie potrzebuje mnie, lub jak wielką jest kaleką emocjonalną niezdolną do dania czegokolwiek z siebie.Dziś ponad tydzień od wizyty wiem, że znowu dałam się omamić mrzonkami które powstały tylko w mojej głowie.I przyznaję , że może liczyłam na wyprostowanie tej sytuacji.Niepotrzebnie.
O ironio równolegle w czasie okazało się, że Pani Zosia nasza Marry Poppins wylądowała w szpitalu.Te kilka dni myślałam o niej nieustannie.Tak bardzo się bałam, że może jej zabraknąć, że jedyna tak ciepła pełna miłości i bezinteresownej pomocy osoba może odejść.Wtedy to byłaby prawdziwa samotność.Wczoraj byliśmy w szpitalu. Najchętniej przytulałabym ją ciągle i mówiła jak bardzo jest wspaniała i jak wiele dla nas znaczy.Bo to dzięki niej poznałam jak cudowną Mamą można być dla swoich dzieci, jak cudowną Babcią, gdy o ironio jest się Babcią Przyszywaną.

Nic nie straciłam tymi dwoma sytuacjami, więcej zyskałam.Pewność.Krew to tylko czerwona woda i czasem nie znaczy nic.
A prawdziwe serce znaczy wszystko.

Komentarze

  1. Ja jestem taką osobą, która niekoniecznie idzie w stronę "bo powinno się". Najważniejsze jest, jaką Ty masz potrzebę teraz. Pamiętaj, że w każdym z nas jest wewnętrzny rodzic i dziecko, nie wolno zaniedbywać żadnego z nich. Myślę, że dzisiejszy wpis na moim blogu, może Ciebie dotyczyć? Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. To bardzo trudny dylemat, bo z jednej strony nie można pozwalać na to, aby najbliższa osoba (jakby nie było... matka nią powinna być) deptała nasze uczucia, no a z drugiej strony nigdy nie wiadomo, co człowiek by przeżywał, gdyby to spotkanie, które się nie odbyło, miało być ostatnim. To smutne. Trzymajcie się, życzę wam dużo zdrowia.
    (marny puch)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację obawiam się że zawsze będą towarzyszyć mi ambiwalentne odczucia.Nic nie jest proste.Dużo dobrego i dla Was

      Usuń

Prześlij komentarz

Spodobała Ci się treść posta?A może podzielisz się swoimi doświadczeniami?Zapraszam do komentowania!

Popularne posty