Co wydobywają spacery...

Wychodzimy na spacer i z ulgą przyjmuję fakt, że Mimi zasypia błyskawicznie.
Bo to czas, gdy chce mi się pomilczeć.
Pochodzić.Pomyśleć.
Chodzę tak ponad godzinę i zaczynam czuć dopiero, że w ręce mi zimno.Nogi skostniałe.Przez głowę przechodzi mi myśl, żeby zadzwonić do kogoś, napisać.Powiedzieć, że źle mi dziś bardzo, samotnie.Wiem jednak, że nie ma słów i gestu, które przyniosłyby mi dziś ukojenie.
Jakaś część mnie jest stara i zgorzkniała.Część ta nosi ślad nie tak dawnych jeszcze wydarzeń, zmagań, wyzwań.Wyobrażenie takie miewam.Zasłaniam Mimi uszy, lub zakładam słuchawki na jej małe uszka, odsyłam do pokoju i wykrzykuje temu durniowi cały mój ból niewykrzyczany, cały ten żal odtrącenia, nienawiść zdrady.To, co nigdy nie znalazło ujścia żadnego poza szlochem w poduszkę lub płaczem na głos.I myślę sobie, że Święte prawo mam to skonfrontować, tą całą niechęć wysłać pod właściwy adres.Nie mam ochoty oglądać sprawcy tylu obrzydliwości w moim życiu.
Jest Mimi.
I to tłumaczy moje "cześć", bo on przecież nie wita się wchodząc, jestem powietrzem (Jestem matką twojego dziecka, więc mnie przy niej szanuj) .I to tłumaczy, że usiłuje prowadzić monolog na poziomie, bo jego stopień zaangażowania w wieści przekazywane o dziecku ogranicza się do nonszalancko rzuconego "jak się czuje".Dobrze zatem.Słyszysz co chcesz słyszeć i spadaj gdzie pieprz rośnie, zmiataj z mojej planety.
Jest jad?
Jest.
Jeszcze niedawno pisałam- dogadujemy się w kwestii dziecka.Dogadujemy się, czyli przekazuje wszelkie niezbędne informacje.Moje monologi.Moje zdania wielokrotnie złożone.On je przyswaja.Ta relacja to żadna "stała" , raczej "zmienna" od czasu jakiegoś nawet równia pochyła.Czy powinnam wstydzić się tego, ze mam ochotę często dać mu w gębę?Nie wstydzę się.Nie okazuje grama niechęci, choć nie jestem w stanie patrzeć na niego.Skąd ten przypływ negatywnych emocji?
Jest kredyt na 30 lat.Kredyt, który wzięliśmy obydwoje.Płacę obecnie raty.Ostatnie tygodnie to kursy od prawnika, notariusza, doradcy w banku.Bo kredyt wzięty na rodzinę a rodzina przestała istnieć, bo chce zachować mieszkanie i płacić za nie.Nie mam zdolności kredytowej co mnie dyskwalifikuje.Jedynym słusznym rozwiązaniem jest by kredyt widniał na nas dwoje, podczas gdy notarialnie biorę na siebie raty.On tymczasem...kręci noskiem.Bo w planach ma zmianę samochodu.Bądź inne "widzimisie" a z drugiej strony barykady walka o mój byt.O moje mieszkanie, w którym odzyskałam spokój ducha. W którym jesteśmy z Mimi szczęśliwe.Ten oto mężczyzna wykpił się z życia rodzinnego, pozbył się mnie ze swojego życia jak schodzonego swetra a teraz wierzy naiwnie, że prostym i sprawnym ruchem podsunę papier, gdzie jeden podpis załatwi kwestię kredytu.Że i z niego się wypisze równie łatwo."Z bankiem nie tak łatwo się rozwieść" podsumowała Pani moją sytuację.
Oto i on w całej okazałości-kawaler z "odzysku", żyjący na garnuszku rodziców, z ciepłym obiadem na stole i wypoczętym licem.Randkujący i zniecierpliwiony moim brakiem posunięć w kwestii jakże dla niego istotnej.
Zmiataj mi.I nie rozjuszaj.
Witam w dorosłym życiu gdzie dzieci, mieszkania i kredyty to poważne historie.

Komentarze

  1. Bardzo trafne przemyslenia. Fajny blog prowadzisz. Widzę, że można się tu dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy o maluchach. Ja tez mam 2 miesięcznego smyka, więc nie trudno się domyślić, że wszystko podporządkowuję jemu i próbuję nauczyć się najwięcej jak mogę. Przeczesuje sieć w każdej wolnej chwili odwiedzając blogi takie jak Twój czy strony z poradami typu osesek.pl które są bardzo pomocne, bardziej niż sądziłam :) Powodzenia i oby tak dalej, będę wracać do Twojej twórczości regularnie :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Spodobała Ci się treść posta?A może podzielisz się swoimi doświadczeniami?Zapraszam do komentowania!

Popularne posty