O zabliźnianiu i zdumieniach

Rok i 10 miesięcy temu moje podbrzusze "zdobiła"nieefektowna blizna.Kiepskie szycie wykonane ręką zmęczoną którąś z rzędu cesarką, być może ręką czekającą na kubek świeżej kawy, być może ręką spieszącą się do domu, a może ręką poprowadzoną rutyną, ręką której się nie chciało...
Myślałam wtedy- jest kiepsko.Pocieszano mnie, że zblednie nie będzie tak rzucać się w oczy.Dziś rok i 10 miesięcy temu blizna jest prawie niewidoczna.Fakt.
Parę miesięcy temu przecięłam sobie w pracy boleśnie palec- nomen omen palec,który wcześniej "nosił"obrączkę.Było krwawo, palec głęboko przecięty w miejscu zgięcia.Będzie się długo goił, myślałam.Zagoił się. Po przecięciu nie ma śladu.
Parę dni temu stałam koło "byłego" jeszcze "nie byłego" męża gdy przyjechał po Mimi.Stałam zabliźniona.Spokojna.Zagojona.Bez złych emocji.
Dziś nie ma nic.Nic już nie czuję.Nie chcę mówić o nim źle ani dobrze.
Rany się goją.I nie jest to nic odkrywczego.Wywołuje tylko zdumienie. Bo przecież coś wczoraj jeszcze bolało, krwawiło.To mija.Dziś oddycham głęboko i spokojnie.Delektuję się życiem.Upajam się latem.
Przyglądam się mojemu Dziecku ze zdumieniem.
Zdumiewa mnie jej mądrość, rozwija się cudownie, chłonie świat.
Zdumiona patrzę jak Mała Mi bawi się w piaskownicy z dziećmi starszymi od siebie, jaka jest ciekawa wszystkiego co ją otacza,Jak mówi "ziemby" wyciągając rękę po szczoteczkę do zębów,jak rysuje swoje gryzmołki i je nazywa.Pętelka to "toń", kołko to "buła" bądź "jajo".Jak bywa stanowcza w swoim chceniu (próbuję nie wspomnieć o słowie na "b" które doskonale znają rodzice dwulatka)i równie stanowcza w "niechceniu".Jak śpiewa w sobie tylko znanym języku, który brzmi jak japoński piosenkę o "kakumko"(kakao) w której-co zdumiewa najbardziej, powtarzają się przy każdym wykonaniu słowa i linia melodyczna.Zdumiona jestem jaka jest piękna.Zdumiona jestem jaka duża, choć to widzę tylko czasem.Gdy wyciągnę kocyk z misiem w który kiedyś opatulona była jak kokonik, a teraz ledwo pełni funkcję narzutki. Gdy wyciągnę sweterek, który przecież przed chwilą był "w sam raz" a nagle drastycznie się skurczył.
I szczęście mnie ogarnia, że uczestniczę w tym cudzie życia.
Bo nawet gdy Mała Mi zachowuje się jakby wymagała egzorcyzmów, rzuca się krzycząc "NIEEEEE"podczas, gdy nikt ją jeszcze o nic nie zapytał, lub leży plackiem przed szafą w Ikei to zawsze przychodzi moment gdy demon opuszcza ciało mojej małej Dziewczynki i małe rączki splatają się nad szyją mówiąc "Mama" anielskim głosem.
Zdumiona tym jestem...

Komentarze

  1. Jak się cieszę, że układa się wam coraz lepiej. Ostatnio o was myślałam. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym Cięjakoś pocieszyć i dodać Ci siły ode mnie, bo czuję smutek... I ja tak kocham swoją córeczkę i synka, jak TY. Gorąco pozdrawiam i życzę radości.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Spodobała Ci się treść posta?A może podzielisz się swoimi doświadczeniami?Zapraszam do komentowania!

Popularne posty