Mama wraca do pracy...

Wychodzę z domu na ostatnią chwilę. Każda minuta jest na wagę złota.Mała Mimi zajęta zabawą nie dostrzega, że Mama usiłuje pożegnać się z nią 67 raz.Wychodzi do przedpokoju i wraca jak bumerang.Bo Mama dziś moja Mała Córeczko idzie pierwszy dzień do pracy.Pierwszy dzień po urlopie macierzyńskim. Nadszedł dzień, który snuł się za nią jak cień.Dzień na myśl o którym wzdrygała się. Bo oznaczał początek rozłąk.Małych i większych...Gorzkich pożegnań, rozkosznych powitań.
Tak było ponad rok temu,pod koniec kwietnia.
Dziś śmiało mogę powiedzieć, że ten okres był niezwykle trudny, emocjonalny, ba!histeryczny.
Po półtorarocznej przerwie w pracy czułam się wyalienowana.Absolutnie nie dlatego, że byłam tak traktowana.Koleżanki cieszyły się, że wróciłam. Wydzwaniały, żeby mi o tym powiedzieć, że nie mogą się doczekać.A mnie się chciało beczeć...
Wpisanym w codziennośc okazał się niemal fizyczny ból w klatce piersiowej przy pożegnaniach.Euforia powrotów.Był strach, że Mimi mnie zapomni (okej przyznałam, że bywało histerycznie).Nigdzie nie czułam się na miejscu.Odliczałam godziny, które ciągnęły się w nieskonczoność. Na autobus biegłam, żeby jak najszybciej dotrzeć do domu z Katowic.Wolny dzień celebrowałam.Nienawidziłam pracować.
Jako rozmówca byłam spalona.Najchętniej rozprawiałabym o mojej tęsknocie.O tym, że Mimi wczoraj zrobiła to, a dzisiaj tamto.
Im bardziej racjonalizowałam sobie powrót do pracy, tym bardziej mi nie wychodziło.Irytowali mnie ludzie.Moim celem nadrzędnym było znalezienie pracy marzeń. Pracy marzeń czytaj "na miejscu" "najlepiej w domu" "z Mimi u boku".Po miesiącu huśtawki emocjonalnej i wicia się w nowej sytuacji jak piskorz zwolniłam się. Oczywiście nie tak kompletnie bezmyślnie- miałam nagraną pracę 15minut od domu.To jak??Jest praca marzeń?
Owszem nie. Jest za to kolejny stres.Idę w pierwszy dzień na 12 godzin.
Rano Mimi jeszcze śpi, jak wrócę będzie już spała. Nie zobaczymy się.Jest piękny czerwcowy słoneczny dzień.Poszłybyśmy do parku, na huśtawki, na koc.Wszędzie tylko nie do tej hipermarketowej klatki.Nie jestem zaangażowanym pracownikiem.Nawet nie w 50%. Fakt 2000zł na rękę które miałam zarabiać kurczy się boleśnie do 1280.Fakt, jestem nagabywaczem klientów rozliczanym z paragonów.Fakt desperacko mam wciskać klientom buty.Nigdy nie byłam super sprzedawcą.Zagajanie do wchodzących do sklepu obcych ludzi nie leży w mojej naturze.Jestem introwertyczką..Lecz...czy ma to jakiekolwiek znaczenie?Nie cierpię tej pracy. Zabiera mi czas z Dzieckiem.Przychodzę do domu i słyszę:nauczyła się, zrobiła...I mnie to wszystko omija.Stoję i słucham jak inni ludzie opowiadają mi o postępach mojej 8 miesięcznej Córeczki i coś we mnie rośnie narasta.Jestem ja i reszta świata. I moje dramaty.
Po ostrej rozmowie z szefową (chodzisz niedospana, anemiczna, nie umiesz, nie potrfisz, idzie Ci najgorzej,jesteś nieobecna myślami) szlocham.Ryczę na sklepie. Oczywiście gdy tylko ta menda go opuszcza.
I ja to wszystko wiem-to jej interes.Pilnuje go.Mnie zatrudnia.Mnie płaci (powiedzmy umownie- pieniądze), wymaga, oczekuje.
Nic na to nie poradzę- mam dysfunkcję.Czuję się jak za szklaną szybą.
Postanawiam wziąść się w garść.Nic z tego nie wychodzi, bo już jestem pod lupą. Dowiaduje się, że jestem pierwsza do zwolnienia po urlopie jednej z dziewczyn.Nie doczekuje tego momentu.Zwalniam się.Znowu.
Dwa miesiące wakacji spędzam z Mimi.To piękny czas.Uwielbiam.Jestem kompletna i dopełniona.
A i weźcie mi tu racjonalizujcie.Że niemądrze, nieodpowiedzialnie?Owszem jest mniej pieniędzy.Pracy postanawiam szukać od września i wtedy też ją znajduje.
Zaczęłam pracę w wieku 19 lat. Od tej pory nie wzięłam od rodziców ani grosza.Odkąd pamiętam zarabiam na swoje potrzeby, wszystko co mam zawdzięczam sobie.Jestem odpowiedzialna.
Tylko...tak wiele zmieniło się we mnie odkąd jestem Mamą.Pewne kwestie mają nadrzędne znaczenie.
Dziś przecież wiem, że liczę tylko na siebie.Samotnie wychowuje Mimi.Dziś nie mogłabym pozwolić sobie na takie wakacje. Wtedy mogłam i nie żałuję.
Dziś też jestem pracującą Mamą. I trochę bawią mnie pytania "cieszysz się, że dostałaś tą pracę"?Owszem, jestem zadowolona, że ją mam. Dzięki temu mogę utrzymać siebie i Córeczkę.Ale cieszę się tak naprawdę, gdy jestem z nią.To jest radość. I to oddzielam grubą kreską.
Dziś z perspektywy czasu wiem, że powrót do pracy dobry jest dla głowy.Może te rozstania i powroty są nam potrzebne?Te małe tęsknoty.Bo wracam z nową energią- dla Ciebie. Bo,dzięki Opatrzności- mam do kogo wracać.


Komentarze

  1. dobrze ze masz do kogo wracac ;)
    www.rodzina-k.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej, smutny ten Twój post. I ja się boję powrotu do pracy i już mnie ta myśl stresuje, choć mam jeszcze pół roku macierzyńskiego. Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Spodobała Ci się treść posta?A może podzielisz się swoimi doświadczeniami?Zapraszam do komentowania!

Popularne posty