W przestrzeni lekko stąpać...

Dawno nie pisałam.
Byłam, zaglądałam, podczytywałam inne blogi.Ale nie pisałam.
Letarg jakiś spadł na mnie dopadł i osaczył.Niemoc, czarna dziura.
Od początku.
Nie jestem w ciąży. Wszystko na to wskazywało,a jednak...To anemia. Uzasadnienie spadku wagi, ogólnego marnego samopoczucia, kiepskiego wyglądu. Wydarzenia ostatnich kilku tygodni, wyczerpująca fizyczna praca i mam wrażenie, że przybyło mi 10 lat. Tak w środku.Choć dwa siwe włosy, które ostatnio wyrwałam(po czym poddawałam je analizie, bo przecież niemożliwe, że to TO!) oraz zmarchy zwane uroczo kurzymi łapami, które pojawiły się ni stąd ni zowąd koło moich oczu.
Czuję się jakby ktoś wyciągnął ze mnie  ten dżinks do spuszczania powietrza, korek taki.I trochę go uszło.I depresyjnie bywa.
Bo moja codzienność jest jak w Dniu Świra. Tak samo, codziennie od nowa.Kierat jakiś.
Tak, dziś się trochę poużalam nad sobą, wybiczuję, wychłostam.
Nie ma na co czekać. Poza momentami, kiedy jestem z Fistaszką. Na to czekam zawsze.Ale i ona ostatnio niewiele ma Mamy, tak w pełnym sensie, bo nawet jak jestem, to tak trochę mnie nie ma.Niby czytam, a trochę się zamyślam, niby śpiewam a tak bez przekonania.Wyrzucam to sobie, tą moją nieobecność.
I nie wiem czy to nadciągający listopad (bo przecież o ironio za oknem pięknie) czy to co gryzie mnie od środka tak mnie wysysa. 
Gryzie  mnie skrzaczona sytuacja z Teściami. Ciche dni, tygodnie... 
Gryzie mnie samotność.
Gryzie mnie, że z moją rodziną jest jak jest, że trochę się czasem czuję sierotą.
Jest Siostra. To dla mnie wiele. Bo od poważnych rozmów o życiu, wypadów do lumpeksu i zimnego typu urody łączy nas TO.Silna więź. Taka pozytywna. To mnie więc buduje i ładuje.
Tata w moim życiu bywa. Chaotycznie bywa. Wpada, mając masę spraw do załatwienia, czasem spędzając ze mną pól godziny.I tak czuję, że wciska mnie gdzieś między bank a spotkanie z moimi Teściami, o które- może wstyd się przyznać bywam teraz trochę zazdrosna. Bo dzieję się to kosztem czasu ze mną. Mama?Brzmi egzotycznie. To słowo jest zbyt miękkie, ciepłe, pełne miłości i nie pasuje mi tutaj. Bo Mamą nie zawsze się jest. Można być Rodzicielką, opiekunem prawnym, ale Mamą...Mamy więc nie mam.
Jest Mąż, z którym bywam czasem samotna.Bo niewiele mam wrażenie widzi, dostrzega.
Bo jest między nami droga prosta pomijając drobne sprzeczki i ciche dni.Ale tak chciałabym, żebyśmy czasem wyszli gdzieś, odmienili naszą codzienność- przecież On też jest nią zmęczony i znużony. Zawsze wychodziłam z taką inicjatywą. Teraz nie proponuje.Mam wrażenie, że tylko ja o to dbam. A szkoda.
I tak marzy mi się szalona impreza, nowa sukienka, iskra między nami.
Mam nadzieję, że marny czas w moim życiu wkrótce się skończy.W końcu nawet najdłuższa żmija mija. I może powinnam zrobić coś dla siebie,wyjśc gdzieś z koleżanką, rozerwać się. Nie myśleć o garach i sprzątaniu.
Takie mam marzenia prozaiczne.

Komentarze

  1. ten tytuł posta to z Bartosiewicz??:))

    a marzenia może i prozaiczne, ale kto powiedział, że od razu musimy marzyć o czymś wielkim, podniosłym i patetycznym?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak,zgadza się Bartosiewicz ;)Masz rację,prozaiczne może łatwiejsze do realizacji :)

      Usuń
    2. Teraz już nie jestem pewna czy to Bartosiewicz,choć pasuje mi do niej ta piosenka bardzo ;)

      Usuń
  2. W takim razie zapraszam na aquaaerobik... Potrzebna mi towarzyszka i mobilizatorka taka, która zadzwoni i powie "za pięć minut na dole" ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Godna przemyślenia ta Twoja propozycja :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Spodobała Ci się treść posta?A może podzielisz się swoimi doświadczeniami?Zapraszam do komentowania!

Popularne posty