Rytuałów moc...kąpiel wieczorową porą

Skłamałabym pisząc, że odkąd Fistaszka zawitała w domu nasze życie było poukładane i w jakikolwiek sposób zaplanowane. Wiadomym, bez sprzecznym i nie podlegającym dyskusji był fakt- kto wyznacza i egzekwuje zasady?Nasza Mała Jaśnie Panienka.
Wypracowanie czegoś, co można by nazwać rysem dnia dnia(bo na pewno nie planem) zajęło nam chwilkę...dłuższą.Słuchaliśmy o której dzieci średnio są kąpane i wyciągnęliśmy z tego naszą średnią-tak więc Dziecina nasza, Mała Kleopatra kąpiel w wodzie przegotowanej rozpoczynała o 19.Nie jak dotychczas o 22, a często nawet grubo po.Dlaczego w przegotowanej wodzie?Również wysłuchaliśmy, że to lepsze dla skóry dziecka.Z tym, że guzik prawda bo tydzień może dwa kąpaliśmy Dziecinkę w wodzie prosto z kociołka (uprzednio wystudzonej do 36-37st i obadanej organoleptycznie termometrem na kształt hipcia marki Babydream).Później stosowaliśmy wodę made in kran bez konsekwencji w postaci jakiś wykwitów skórnych.
A propo's...Hipcio poniósł śmierć okrutną -zalany wrzątkiem, wciąż upierdliwie i niezmiennie pokazywał temperaturę 30 stopni, co strasznie dziwiło Dobrego Męża, że woda ma ciągle tą samą temperaturę dopóki nie wyśpiewał co uczynił biedakowi.Ale to tak na marginesie. 
Najpierw wszystko co nam potrzebne układaliśmy w zasięgu ręki. Miseczka z przegotowaną wodą, waciki do przemywania twarzy,patyczki do uszaków,pidżamka, żel do kąpieli, ręcznik, pieluszkę i wszystko co niezbędne do przewinięcia.
Kąpiel wieczorną rozpoczynaliśmy różową wanienką wyściełaną pieluchą tetrową, dzięki czemu Dziecinka się nie ślizgała i tak jej chyba było bezpieczniej.W wanience mieszkała żółta kaczuszka kąpielowa oraz różne bibeloty które wzbudzały minimum zainteresowania w początkowym stadium.Myliśmy brudacha, dosyć sprawnie bo na początku zachwytu nie było z szorowania, otulaliśmy ręcznikiem i na łóżku kończyliśmy toaletkę bobasową.W ruch szły płatki kosmetyczne, oczęta przemywane dwoma osobnymi w kierunku do wewnętrznego kącika, później przemywana twarz,mycie dziąsełek Matczynym lub Ojcowskim palcem, oraz woda morska  siup do nosa.
Czasem smarowanie mleczkiem babydream, czasem nie.To już zależało od cierpliwości/jej braku naszej Dziecioliny. Oliwki nie używaliśmy ani razu.Później w ruch szła pieluszka, no i na koniec pidżamka. Mleczko Made in Mama podane butelką, jakieś 45 minut usypiania i voila- Dzidziuś śpi jak kamień, aż do 3 w nocy...Tak, do 3!


Wtedy to Fistaszka postanawiała rozpoczynać dzień, wiła się i posyłała nam radosne uśmiechy, czasem także beczała jak mała owca. Takie to były radosne początki, dopóki  nie zaczęła odróżniać nocy od dnia ku naszej uldze, bo dzień rozpoczęty o trzeciej to naprawdę dłuuuuuuuuuuuugi dzień.
Nasz rytuał wypracował się później, w pocie i znoju, a tak naprawdę po prostu wyszło "w praniu" jak Dziecinkę obsługiwać, żeby ukojona po kąpieli budzącej sporo emocji zasnęła snem spokojnym twardym i długim, przerywanym jedynie na małe conieco(czyli co 2 godzinne karmienia ;)
Wypracowało się samo, że po wyjęciu z wanienki, przemawialiśmy do Fistaszki szeptem, gasiliśmy światło główne i włączaliśmy lampkę.
Tak na marginesie i po cichutku...
 muszę się przyznać, że przez pierwsze 3 miesiące zycia Malucha lampka świeciła się całą noc(jestem nawiedzona) z paru przyczyn (postaram się to moje nawiedzenie rozsądnie zaargumentować)
1.Malizna budziła się co 2 godziny jak wspomniałam wyżej, co sprawiało, że w okolicach czwartej wstając zataczałam koła i ósemki z niewyspania ( godzinne nocne odciąganie laktatorem ręcznym też robiło mi niezły bajzel w głowie). Nie wyobrażam sobie dwa razy dłuższej drogi do lampki
2.Mogłam w każdej chwili szybciutko zajrzeć do niej gdy zaczynała się krętasić i uspokojona, że tylko się krętasi przyłożyć z powrotem głowę do poduszki
3.Czułam się lepiej.Psychicznie.Każdy ma jakiegoś bzika.Mnie jakoś to włączone światło luzowało trochę.
Fisiowałam?
Wracając do rytuałów.

Minimum bodźców. Dźwięków, świateł,zapachów.Przytulanie, głaskanie,czasem nucona coraz ciszej kołysanka. Zamykałam małą rączkę w swojej i tak czekałam jak zaśnie.Kocham patrzeć jak śpi.Kocham...


I tak ta machina do dzisiaj działa.Skutecznie jak cholera :)

Komentarze

  1. Z tym hipciem naprawde dobre :-) uwielbiam tego bloga

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe, nie dziwię się, że szybko skończyliście z myciem w przegotowanej wodzie, ile babrania. :-) Wydaje mi się, że jeśli ze skórą dziecka nic się nie dzieje to nie trzeba tak robić, w ogóle bym tak nie robiła. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Babrania masa.Teraz już nie bawilibyśmy się w kociołki ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Spodobała Ci się treść posta?A może podzielisz się swoimi doświadczeniami?Zapraszam do komentowania!

Popularne posty