Niedziela.Dzień drugi

Noc jest fatalna.Nie mogę znaleźć sobie pozycji do spania. Na szczęście brzuch nie boli po środkach przeciwbólowych.
Budzi mnie piękne, wrześniowe słońce. Postanowienia na dzisiaj-wstać, umyć się, przystawić Małą do piersi.W łazience dzieje się koszmarna rzecz.Mydło wypada mi z ręki i ślizgiem znajduje się pod umywalką. Niech je szlag jasny! Próbuje się schylić.Raz, drugi, trzeci...szósty.Chce mi się płakać z bezsilności.Po wielu próbach udaje mi się je podnieść.
Po prysznicu czuję się o niebo lepiej. Dobroczynne, kojące działąnie wody.Zmieniam koszulę na nową i czuję się prawie jak bogini. Staję przed lustrem i...ooooooooooo kto to?Ta żółta tam po drugiej stronie to ja.Puder?bez sensu.Nie poradzi sobie z tym.
Dziś odwiedzają mnie Teściowie na czele z Mężem,
Co do odwiedzin poporodowych w szpitalach mam jedno spostrzeżenie.Po jaką cholerę rodzina, znajomi, postanawiają całe 3 dni pobytu w szpitalu wypełnić sobą po brzeżek?Czy krwawiące krocze, z podkładem wielkości książki telefonicznej, wywalona pierś do której co i rusz przyklejone jest Dziecko nie stanowią namacalnego argumentu, że oto tutaj właśnie powiększyła się rodzina?I owszem każdy w rodzinie zyskuje wnuczka, czy siostrzeńca, kuzyna, ale Rodzice zyskują Swoje Dziecko,z którym chcą się poznać, oswoić,pobyć!I wiadomo, że każdy chce miźnąć, dotknąć, potiutać, pokołysać,ale przyjdzie jeszcze na to czas.Mnie zależało, żeby dziś właśnie był przy mnie Mąż, ale nikt nie zapytał"Czy masz ochotę przyjmować gości?"
Fistaszka ssie pierś.Robi to z niesamowitym zaangażowaniem i niezwykle długo. Ponieważ jednak NIC nie wiem na temat karmienia poddaję się temu totalnie. Nie wiem przecież, że dziecko powinno mieć buzię "w rybkę", że powinno zassać całą otoczkę brodawki, że nie powinno zasypiać przy piersi.
Teściowie wlepiają oczy w sufit i sama nie wiem kto jest bardziej skrępowany tą sytuacją. Na odchodne Dobry Mąż przynosi mi ciepłą herbatkę i kanapkę "wypij, żeby nie wystygła"mówi i żegnamy się. Jest 17.
O 19.30 wlepiam tępo wzrok w dawno już zimną herbatę. Fistaszka ssie, zasypia, ssie, zasypia i tak w kółko. Zmieniam tylko pierś z lewej na prawą, prawej na lewą i tak w kółko(tu też same karmieniowe błędy, ale jestem jeszcze "zielona" w tym temacie).Jestem przekonana, że ssie przez tyle czasu bo nie mam pokarmu.NIE MAM MLEKA.Moje Dziecko jest głodne!
Fistaszka zasysa pierś tysięczny raz tego wieczoru i oczy wytrzeszczają mi się z bólu!Mam dosyć, jestem zmęczona, głodna, chce mi się pić, sikać.Biorę Fistaszkę do "wózeczka" szpitalnego i jedziemy na konsultacje do pielęgniarki. Przyznam się -choć z trudem, że marzyłąm o tym, aby i w tą noc moje Dziecko wylądowało w pokoiku dla noworodków, najzwyczajniej na świecie NIE MAM SIŁY!Pielęgniarka na moje stanowcze stwierdzenie, że nie mam mleka bezceremonialnie podnosi mi koszule i ściska brodawkę.Wypływa żółtawy płyn, który wprawia mnie w zdumienie "Kochanie, Ty już masz zastój"-mówi, Zastój, czyli co?Obiecuje, że przyjdzie do mnie za chwile.
Chwila trwa za długo. Siedzę na łóżku i beczę. Wszystko mnie boli, Fistaszka płacze.Dzwonię do Siostry. Dzięki Bogu za Siostry!Pół godziny beczenia w słuchawkę(w telegraficznym skrócie ciężko mi, nie potrafię, ona płacze, chce do domu, bolą mnie cycki)... i jest mi lepiej.
Wchodzi pielęgniarka i patrzy na moje oczy napuchnięte jak u pisklaka."Musiałam sobie siostro popłakać"tłumaczę jej.Ona mi na to"wiem Kochanie, ja też kiedyś rodziłam"i tu nie trzeba żadnych więcej słów wyjaśnień, tylko kobieta zrozumie co można czuć w tej chwili.
Siada i bierze mnie za rękę "Nie poddawaj się teraz, ja wiem, że nie jest łatwo, ale karmienie piersią jest najlepsze dla dziecka.Najważniejsze- nie poddać się!",Piersi mam twarde, strupki na brodawkach."Musimy je opróżnić"mówi.Przywozi latator Medela stary szpitalny, wyglądem przypomina odkurzacz. Mówię, żebym odciągała mleko w systemie 7/5/3.Siedem minut z jednej piersi, siedem minut z drugiej. pięć z jednej, pięć z drugiej, trzy z jednej, trzy z drugiej.Podłączam maszynerię i o ranyyyyyyyyyyyyyyyyyy ból jest nie do zniesienia!Czuję się jak podpięta do dojarki(do dziś pamiętam dźwięk tej maszyny).Patrzę tylko kiedy z moich piersi zacznie płynąć krew.Ból okropny.Gdy skończyłam i spojrzałam do butelki zamarłam 10 góra 20ml????Tyle bólu i tyle mleka???Pielęgniarka tłumaczy mi, że na poczatku ilość mleka jest właśnie tak mała-ma zaspokoić potrzeby malutkiego dziecka, tyle wystarcza. Jestem zdumiona.Pokazuje mi jak przystawiać Małą, jak włożyć jej palec do buzi, gdy nieprawidłowo, zbyt płytko łapie pierś, jak budzić ją dotykając policzka, gdy przy piersi zasypia. Zaleca także, abym karmiła Małą co 1.5 góra 2 godziny w nocy, bo dziecko to najlepszy "laktator".Nastawiam budzik.Budzę się i przystawiam Fistaszkę.Parę sekund ogromnego bólu a później z górki. Przystawiam do jednej piersi, a kolejne karmienie robię z drugiej-wg zaleceń pielęgniarki.Moje Dziecko współpracuje tak pięknie, że płacze ze wzruszenia. Jest taka mądra!Piąta pobudka tej nocy.Jestem nieprzytomna, ale szczęśliwa,piersi już nie są tak twarde.Czuję, że Maluszka je opróżnia. Krew cieknie mi po nogach. Podczas karmienia obkurcza się macica, a to z kolei powoduje wzmożone krwawienie(tak! po cc krwawi się tak samo jak po porodzie naturalnym!).
5.30. Czy opłaca się jeszcze spać?
Pierwsze niezwykle ważne dla mnie zdjęcie z moim Dzieckiem zrobione w szpitalu 29.09.2012
Mam nadzieję, że będzie kwintesencją mojego macierzyństwa

Komentarze

Popularne posty