Gość w dom, Matka do szafy

Goście, goście...
Dwa dni po powrocie ze szpitala zaanonsowała się do nasz szarańcza. Nadciągnęła nad nasze głowy czarną chmurą.W innych okolicznościach lubię spędzać czas z nimi wszystkimi, ale nie tutaj , nie dzisiaj.

Już na początku Tata zwrócił uwagę na fakt, że Dziecko nie leży w swoim łóżeczku, tylko śpi w moich ramionach. Niedługo zresztą w moich ramionach pospała, bo ani się nie obejrzałam już miała ją Teściowa.Spięłam się.
Fistaszka zaczęła popłakiwać. "Jest głodna, nakarmię ją"skwitowałam. Moja uwaga pozostała bez echa. Teściowa zaczęła ją bujać, a Fistaszka głośniej kwilić. I tak wprost proporcjonalnie do narastającego kwilenia we mnie narastała złość.Trzeci raz powtórzyłam dosadniej, że pora na karmienie, w końcu postulat mojego Dobrego Męża, by dać mi dziecko do karmienia został przyjęty.Zamykam drzwi w drugim pokoju i oddycham spokojnie.15 minut tylko dla nas.
"Daj ją do łóżeczka, nie trzymaj jej, dzieci szybko się uczą, później trzeba ciągle nosić, zrób to tak, tego nie rób" słyszę po powrocie to z jednej, to z drugiej strony i czuję się jak na korcie tenisowym.
Moje subtelności"ja wolę tak, zrobię to po swojemu" puszczane są mimo uszu.W końcu kolejną uwagę na temat bujania podsumowuje "Będziemy bujać ją do osiemnastego roku życia".Zapada chwilowa cisza, która jest bezcenna.
Jestem zmęczona, jestem niewyspana, między moimi nogami mieszka wkładka wielkości książki telefonicznej, nie mam bielizny, bo podrażnia mi brzuch.Pierwszy dzień mogę wsiąść swoje Dziecko w ramiona i nie mam go!Przechodzi z rąk do rąk, popłakuje. Mam dosyć. Wszyscy stają się ekspertami od wychowania mojego Dziecka, nikt nie pyta mnie jedynie czy ja sobie tego życzę!Fistaszka płacze a ja dostaje oczopląsu, mam ochotę wyrwać ją wszystkim i pobiec gdzieś daleko,a przed tym nawrzeszczeć na nich co sił w gardle.
Dobry Mąż staje po mojej stronie. jesteśmy jedną drużyną. Gdy jego ramiona sięgają przez stół i tulą naszą Maliznę oddycham z ulgą. Rozluźniam się na chwilę. Idylla jednak nie trwa długo. Impreza się rozkręca, toasty za zdrowie wnuczki.Mała na rękach Teściowej wije się, płacze. "Pora karmienia" mówię. Patrzy na mnie z pobłażliwym uśmiechem i dalej buja Fistaszkę potęgując jej histerie. Bezceremonialnie wyciągam ją z jej ramion, idę do drugiego pokoju i beczę. Ze złości, bezsilności. Z braku wyobraźni. Jest 21!Przychodzi moja Siostra pełna zrozumienia i ciepła. I tak sobie siedzimy w trójkę w drugim pokoju.
Jakkolwiek zaowalowana to aluzja, trafia na podatny grunt. Szarańcza zbiera się do wyjścia.
Dajcie mi żyć. I popełniać swoje błędy!
To było strasznie ciężkie popołudnie...

A jak Wy Dziewczyny wspominacie pierwszą wizytę gości?

Komentarze

Popularne posty