Cykl Zwierzenia z Porodówki.Opowiada Mama 3 miesięcznej Matyldy


Tydzień przed wyznaczonym terminem odeszły mi wody. Najbardziej obrazowo rzecz oddając - jakby ktoś wylał na podłogę pół szklanki wody. Ale na tym koniec jeśli idzie o objawy nadciągającego porodu..Była druga w nocy...i nie śmiałam dzwonić do lekarza z zapytaniem " co teraz???!!". Pomógł niezawodny doktor Google : " jeśli odejdą wody a nie odczuwasz skurczów i tak jak najszybciej jedź do szpitala". Zjadłam więc musli, wypiłam herbatkę i wyruszyliśmy całkowicie pustymi ulicami do szpitala. O godzinie 4.00 zostaliśmy ulokowani w sali do rodzinnego porodu podekscytowani że oto już, zaraz ujrzymy swe wyczekane, upragnione dzieciątko. I tak minęła 5..6..7..8..9..10..11..12 godzina i nic nic nic. Żadnych skurczy. W południe decyzja - podpiąć kroplówkę! I tam i z powrotem, i tam i z powrotem co najmniej 25 km zrobiłam chodząc po sali ze stojakiem i kroplówką. Miało pomóc w przyspieszeniu porodu...i tak minęła 13..14...15. I nic. Ja wyczerpana, niewiarygodnie głodna siedzę na łóżku
porodowym i beczę. Mąż robi co może żeby mnie na duchu podtrzymać, zaraz się zacznie, zobaczysz - mówi.Położna twierdzi: " tu się nic dzisiaj nie wydarzy, niech się Państwo nastawiają na jutro rano". O my gottt!Toż ja nie dożyję!Ale jest pozwolenie na jedzenie, tak więc w ruch idą krówki, mars, serek waniliowy i ciepła herbatka. Od razu lepiej :) Mija 16. I nagle coś jakby skurcze...OO!!!AAAA!!Ałłłłłłłłłłła! I nagle poszło....zaczęło się!Nareszcie! Ja wpadłam w prawdziwy porodowy amok, skurcze się wzmagały i koncentrowałam sie tylko na nich. A były coraz gorsze. w ruch poszły piłka, poduszka, kąpiel w ciepłej wodzie, kojący masaż męża...pomagało...do czasu. Do momentu gdy zaczęły się bóle krzyżowe. Nie wypada cytować wykrzyczanego przeze mnie zapytania skierowanego do położnej - powiedzmy że to było - jejku dlaczego te plecy tak strasznie bolą???!!! Usłyszałam, że tak bywa gdy poród jest wywoływany. Może przebiegać gwałtowniej. Od tego momentu niewiele pamiętam. Może przez gaz rozweselający który wciągałam bez opamiętania. Otwierałam tylko co jakiś czas oczy i widziałam coraz więcej osób - dobrze - to znak że wszystko dobiega końca. Już byłam tylko ja i bóle parte i mąż szepczący do ucha, że już zaraz, że jeszcze jedno parcie...a było kolejne, kolejne, kolejne. I nagle mąż mówi że już ją widać, o matko! więc resztką sił kolejne parcie...i mamy córeczkę! Zobaczyć maleństwo, móc je dotknąć, przytulić to tak niezwykłe ,że aż nie do opisania. Magia, cud, metafizyka.
Co tam wyczerpanie, co tam nacięte krocze...jakie to ma znaczenie teraz, gdy Jesteś już z nami...










Komentarze

Popularne posty